niedziela, 28 czerwca 2015

Ayo - Gravity At Last

Brak komentarzy:
Jeżeli macie ochotę posłuchać akustycznego gitarowego brzmienia połączonego z odrobiną soulu, reggae, bluesa i afrobeatu, przyprawionego niebanalnym, ale przyjemnym wokalem, z czystym sumieniem polecam niemiecką wokalistkę o nigeryjsko-romskich korzeniach, czyli Ayọ. Ona oraz, chyba nieco bardziej znana Nneka, sa moimi ulubionymi artystkami tworzącymi w podobnym nurcie. Ayọ możecie kojarzyć ze znanego dobrych parę lat temu hitu 'Down on my Knees', pochodzącego z jej debiutanckiego albumu, ja natomiast skupię się na moim ulubionym krążku, wydanym w 2008 roku, Gravity at Last.



W muzyce Ayọ przede wszystkim słychać inspiracje muzyką afrykańską, nieco mniej romską, chociaż można śmiało ją zaliczyć do szeroko rozumianego nurtu folku. To, co wyróżnia płytę Gravity at Last to silny wpływ muzyki bluesowej, co sprawia, że utwory są bardziej dynamiczne, tętnią życiem w rytmie gitary elektrycznej, nie są tylko opowieściami śpiewanymi przy rzewnej, spokojnej gitarze akustycznej. Opowieściami, bo niemal każda piosenka Ayọ to fragment historii o relacjach międzyludzkich, o miłości - w jej przypadku chyba dość trudnej i toksycznej, oraz przełomach w życiu. Część piosenek utrzymana jest również w klimacie reggae, co w połączeniu z przełamującymi pewien rytm spokojnymi balladami (zdecydowanie polecam poruszający utwór 'Better Days'!), tworzy bardzo zróżnicowaną, przemyślaną kompozycję, którą można odsłuchiwać dziesiątki razy, a wciąż będzie wywoływała emocje.



Album Gravity at Last jest idealny na spokojne, letnie wieczory, kiedy mamy ochotę po prostu się odprężyć. Co ciekawe, prawdziwe imię wokalistki brzmi Joy, a Ayọ w języku joruba oznacza 'radość' - i tak z piosenek Ayọ, pomimo nuty melancholii, a nawet złości (Ayọ w utworze 'Mother' po raz kolejny rozlicza się z matką, z którą żyje w trudnych relacjach), wybrzmiewa spokojna radość z życia.

8/10

 Ayo - Gravity at Last
Polydor, 2008

wtorek, 23 czerwca 2015

TOP 10 SONGS

Brak komentarzy:
Oprócz recenzji płytowych chciałabym co jakiś czas prezentować moje ulubione 10 utworów w danym momencie. Dzisiaj pierwsza taka lista - zapraszam! :)

10. Zacznę od utworu, który znajduje się na poprzednio przeze mnie recenzowanej płycie - czyli Rondo (Grazioso) z Sonaty A-Dur op. 2 Beethovena w wykonaniu Rafała Blechacza. Więcej o płycie znajdziecie tutaj

9. Nieśmiertelny hit Kings of Leon, czyli Sex on Fire


8. Kolejny rockowy klasyk, czyli Paranoid Android Radiohead


7. Czas na najlepszą moim zdaniem piosenkę z najnowszej płyty Florence + The Machine - What Kind of Man


6. Alt-J to jedno z największych moich odkryć ubiegłego roku. Jestem zakochana w całej ich dyskografii, ale jeśli mam wybrać jedną piosenkę, będzie to Hunger of the Pine


5. Arctic Monkeys to zespół, który pojawi się najczęściej w tym notowaniu. Ich płyta AM to perełka, a piosenka Why'd You Only Call Me When You're High z genialnym teledyskiem jest jedną z najlepszych!


4. Ponownie Arctic Monkeys - tym razem z utworem Arabella.


3. Jedna z moich ulubionych piosenek, która podbiła listy przebojów, czyli Habits (Stay High) Tove Lo.


2. Jeżeli piosenka, która staje się hitem dwa lata temu, jest puszczana w radiu na okrągło, wciąż ci się podoba - musi być naprawdę dobra. Tak jest w moim przypadku z Do I Wanna Know Arctic Monkeys


1. No i czas na numer jeden.. Będzie to piosenka mojej ulubionej wokalistki, czyli Lany del Rey, z jej najnowszego, moim zdaniem niedocenionego albumu. Piosenka ta to I Fucked My Way Up to The Top




sobota, 20 czerwca 2015

Rafał Blechacz - Sonaty: Haydn, Beethoven, Mozart

Brak komentarzy:
W poprzednim poście podkreślałam, że nie czuję się specjalistką od muzyki klasycznej, ale jednak taki album wybrałam na pierwszy ogień do opisania na blogu. Paradoks, nie? :)

Rafała Blechacza poznałam oczywiście dzięki Chopinowi. Jako zwycięzca XV Konkursu Chopinowskiego, po podpisaniu umowy z Deutsche Gramoffon, wydał w 2007 roku płytę z nokturnami i preludiami Chopina (więcej o tej płycie pojawi się pewnie kiedyś na blogu).

Tym razem Blechacz sięgnął po klasyków wiedeńskich. Wybrał Sonatę Es-Dur Haydna, Sonatę D-Dur Mozarta oraz Sonatę A-Dur op. 2 Beethovena. Wybór więc dość zachowawczy, wszystkie te utwory są cenionymi i ważnymi w dorobku powyższych kompozytorów, cechuje je również dość podobna forma oraz ekspresja, choć pochodzą z różnych okresów życia muzyków (sonata Haydna jest bardzo późna, natomiast w przypadku Beethovena mamy do czynienia z młodzieńczym utworem - tutaj jednak krzyżują się ich drogi i widać wpływ Josepha na twórczość Ludwiga). W wykonaniu Blechacza zaskakuje przede wszystkim dojrzałość pianistyki, staranie o wierność kompozytorowi, subtelność i precyzja.

Oczywiście, wielu krytyków zarzuca Blechaczowi tę zachowawczość, porównując jego wykonanie Sonaty Haydna z grą Dina Cianiego czy Marii Judiny, którzy to zadbali przede wszystkim o emocjonalność wykonania, wykorzystując długie frazy. Na mnie jednak płyta wywarła wrażenie czegoś więcej niż tylko poprawnej, starannej gry, W pamięć zapadło mi przede wszystkim Rondo Grazioso z sonaty Beethovena - pełne pasji i kontrastów tak silnie zaznaczonych w pianistyce Blechacza, Podziw budzi dojrzałość i świadomość techniczna młodego pianisty. Mimo że bliższa jest mi muzyka Chopina, tę płytę w pełni przekonania polecam!

9/10


Rafał Blechacz - Sonaty: Haydn, Beethoven, Mozart
Deutsche Gramoffon, 2008

piątek, 19 czerwca 2015

Wstępniak

Brak komentarzy:
Witajcie!

Długo nosiłam się z zamiarem założenia bloga o tematyce muzycznej, na którym zajmę się przede wszystkim recenzowaniem płyt, ale nie tylko. Chciałabym się podzielić wszystkimi moimi zainteresowaniami muzycznymi. Nie lubię określenia "każdy znajdzie tu coś dla siebie", ale mój gust muzyczny jest dość eklektyczny, dlatego znajdziecie tu recenzje naprawdę różnorodnych płyt. Moimi ulubionymi gatunkami (znowu określenie, które sztucznie wiele rzeczy klasyfikuje) są jazz i muzyka klasyczna. Jednak bardzo chętnie słucham rocka, hip-hopu, R&B, indie, nawet trochę popu - jednak na pewno nie będę zamieszczać opinii o nowych utworach Nicki Minaj czy Davida Guetty.

Zamierzam zająć się nie tyle nowościami muzycznymi, choć i te na pewno się pojawią, lecz przede wszystkim przypomnieć albumy sprzed kilku, kilkunastu a nawet i kilkudziesięciu lat. Mimo że bardzo chętnie słucham muzyki klasycznej, a stacja radiowa Dwójki gości w moich głośnikach codziennie, nie czuję się na tyle kompetentna, żeby recenzować najnowsze nagrania klasyki. Szczerze mówiąc, w temacie muzyki jestem kompletną amatorką, jednak miłość do niej i do dzielenia się opiniami przemogła te uprzedzenia. Będę starać się robić dokładny research danego krążka czy artysty.

Bardzo liczę na opinie i dyskusję, zwłaszcza osób, które być może są w temacie muzyki nieco lepiej rozeznane. Pierwszy post już niebawem!