poniedziałek, 3 sierpnia 2015

Joss Stone - Water For Your Soul #NewIn

Brak komentarzy:
Joss Stone powróciła po kilku latach nieobecności z nowym, siódmym już w karierze, krążkiem Water For Your Soul. Za produkcję odpowiedzialny jest m.in. Damian Marley, dlatego tak wiele utworów utrzymanych w konwencji reggae, zaczynając od otwierającego album Love Me, który wprowadza nas w kołyszący, słoneczny klimat płyty.


Oprócz karaibskich rytmów na nowej płycie Joss Stone pojawiają się również inne inspiracje, takie jak spokojne brzmienie hiszpańskich gitar oraz parę kawałków z hip-hopowym tłem. Do tego charakterystyczny, głęboki głos wokalistki tworzy ciekawy klimat, chociaż trzeba przyznać, że niewiele utworów pozostaje w głowie po odsłuchaniu płyty. Moimi faworytami są piosenki Cut the Line, Sensimilla oraz promujący krążek singiel Stuck on You z pięknym podkładem muzycznym inspirowanym world music. Poza tymi kawałkami wszystkie pozostałe wydają mi się bardzo jednostajne, nie wyróżniające się niczym niezwykłym. Dlatego też niektóre momenty stają się nużące, a ja czekałam na kolejny utwór - może przyniesie coś innego.


Mimo tych drobnych dłużyzn album jest z pewnością godny polecenia nie tylko fanom Joss, ale też osobom, które mają ochotę na dużą dawkę przyjemnej, kołyszącej muzyki, idealnej na letnie upały. Ja jestem pozytywnie zaskoczona i do płyty na pewno nieraz wrócę.

7.5/10

Joss Stone - Water For Your Soul
Stone'd, 2015

czwartek, 30 lipca 2015

Nouvelle Vague - Bande à part

Brak komentarzy:
Witajcie po krótkiej wakacyjnej przerwie! Mam nadzieję, że przez resztę wakacji uda mi się zachować regularność wpisów na blogu. Dzisiaj mam dla Was recenzję drugiego krążka francuskiej grupy Nouvelle Vague o tytule Bande à part



Francuski kolektyw powstał w 2003 roku. Jego nazwa nawiązuje do zjawiska nowej fali, które pojawiło się we francuskim kinie w latach 60. Natomiast muzycznie grupa słynie przede wszystkim z coverów utworów punkowych i nowofalowych z lat 80. (na płycie Bande a part znajdziemy m.in. covery Billie Idola czy Blondie) utrzymanych w przyjemnie kołyszącej, chilloutowej atmosferze bossa novy. 

Dla osób wychowanych na muzyce, która zainspirowała Nouvelle Vague, może być lekkim zaskoczeniem czy szokiem wysłuchanie rebelianckich kawałków w konwencji easy-listening - łagodnej, rytmicznej, z uroczym wokalem. Ja tego problemu nie doświadczyłam, powiem więcej - dzięki francuskiej grupie poznałam wielu wokalistów i zespołów, o których nigdy wcześniej nie słyszałam. Wśród najciekawszych utworów i aranżacji na płycie śmiało mogę wskazać Blue Monday zespołu New Order, The Killing Moon Echo & the Bunnyman czy Fade to Grey Visage.



Sam tytuł płyty nawiązuje do filmu legendy nowofalowego kina francuskiego Jeana Luca Godarda (polski tytuł to Amatorski Gand). Nowa fala pojawia się więc zarówno w odwołaniu do kina francuskiego, jak i brytyjskiego prądu w muzyce.



Nouvelle Vague ma swój oryginalny pomysł na covery utworów, które dzięki ciekawej instrumentacji, zachowaniu łagodnego, kołyszącego rytmu i pewnej jednostajności są idealne na wieczory przy lampce wina. Ten krążek jest chyba moim ulubionym z dorobku francuskiej grupy, ale z czystym sercem polecam również ich debiutancki album - Nouvelle Vague.

7/10
Nouvelle Vague - Bande à part
The Perfect Kiss, 2006



piątek, 17 lipca 2015

Noora Noor - Soul Deep

Brak komentarzy:
Dzisiaj kolejny post o czarnoskórej wokalistce powiązanej z muzyką soul. W przypadku Noory Noor jest to naprawdę głęboka relacja, Soul Deep.
Przypuszczam, że niewiele z Was kojarzy tę artystkę, dlatego pokrótce chciałabym ją przedstawić. Noora Mohammed Noor urodziła się w Dubaju, jednak jej korzenie sięgają do Somalii. Z kolei jej muzyczna kariera jest związana przede wszystkim z Norwegią, gdzie z powodzeniem nagrywała płyty, zostając Norway's Queen of Soul. Album, który dzisiaj opiszę, jest trzecim, i do tej pory ostatnim, krążkiem w karierze Noory.


Płyta Soul Deep została nagrana w Kalifornii i utrzymana została w neo-soulowym klimacie, z lekką domieszką bluesa. Co z tego wyniknęło?
Moim zdaniem, nic specjalnego. Płyta jest przyzwoita, jednak zdecydowanie powiela schematy, nie proponując niczego nowego czy spektakularnego. Do tego typu utworów przyzwyczaiły już nas amerykańskie wokalistki, takie jak Leela James, Ledisi czy legendarna Angie Stone. Piosenki w wykonaniu Noory, zwłaszcza na pierwszej części płyty, są dość monotonne, żadna nie przykuła mojej uwagi. Jednak końcówka płyty przynosi zdecydowaną poprawę!


Piosenki takie jak "Dedication", "Musiq" czy cover Curtisa Mayfielda "Move On Up" są perełkami i chociażby dla nich warto przesłuchać płytę. W "Dedication" uwiódł mnie przede wszystkim klimat piosenki, ale też możliwości wokalne Noory, których nie eksploatowała tak w poprzednich utworach. "Musiq" i "Move On Up" to przede wszystkim popis muzyków - bardzo rytmiczne granie, świetna gitara elektryczna sprawiają, że piosenki mają ten przyjemny groove.


Podsumowując, jeżeli chcecie posłuchać przyjemnej muzyki, a nie sięgacie po soul zbyt często - ta płyta pewnie sprawi wam radość. Jeżeli jednak spodziewacie się czegoś odkrywczego czy niecodziennego - w końcu nie jest to piosenkarka amerykańska, więc takie nadzieje są w pełni uzasadnione - czeka was lekkie rozczarowanie.

6/10

Noora Noor - Soul Deep
Warner Music Group, 2009

poniedziałek, 13 lipca 2015

Festiwale muzyczne: #3 ETNOKRAKÓW

Brak komentarzy:

Dzisiaj w serii o muzycznych festiwalach zmieniamy nieco profil omawianych wydarzeń - tym razem festiwal o wiele mniejszym zasięgu niż poprzednie, ale na pewno przy swojej niszowości stojący na wysokim poziomie zarówno artystycznym, jak i organizacyjnym. Mowa o ETNOKRAKÓW, nowo powstałym festiwalu odbywającym się w Krakowie, który powstał dzięki połączeniu EURORADIO FOLK FESTIVAL i obecnego już wcześniej w Krakowie ROZSTAJE CROSSROADS FESTIVAL. Ta fuzja na pewno wyszła na dobre festiwalowi, co przyczyniło się do naprawdę ciekawego i bogatego programu!


Tym razem mogę napisać o festiwalu, na którym byłam - niestety z powodu braku czasu mogłam uczestniczyć tylko w jednym dniu festiwalu (a trwał on 6 dni - od 5. do 11 lipca), ale trzy koncerty, w których tego dnia uczestniczyłam, były naprawdę świetne, domyślam się więc (nie bez żalu), że podobnie było w pozostałe dni!


Na festiwalu, jak sama nazwa wskazuje, króluje muzyka etno, folk, world music, chociaż są to tak rozległe i różnorodne gatunki, zdefiniowane przede wszystkim obszarem świata, z jakiego pochodzą. Na pewno świetnym pomysłem było rozlokowanie koncertów w różnych miejscach na obszarze krakowskiego Kazimierza, co w połączeniu z kończącym się dosłownie w przeddzień startu Etnokrakow, Festiwalu Kultury Żydowskiej sprawiło, że Kazimierz na dwa tygodnie codziennie celebrował muzykę :)


 Ja miałam okazję uczestniczyć w koncertach, które odbywały się w pięknym kościele św. Katarzyny. Przede wszystkim czekałam na występ Adama Struga z zespołem Kwadrofonik. Niedawno odkryłam cudowną płytę wydaną przez tych artystów o tytule Requiem Ludowe, zawierającą folkowe pieśni żałobne w nowoczesnej aranżacji zespołu Kwadrofonik, który łączy dwa fortepiany z naprawdę różnorodnymi instrumentami perkusyjnymi, a efekt, w połączeniu z przejmującym głosem Adama Struga, jest naprawdę poruszający. Było tak i tym razem, choć artyści wykonali tylko jeden utwór z powyższej płyty, resztę repertuaru stanowiły pieśni ludowe z regionu Kurpiów. Nieoczywiste aranżacje zespołu Kwadrofonik, jedynie lekko nawiązujące do muzyki folkowej, ale osadzone przede wszystkim w muzyce współczesnej były naprawdę cudownym tłem dla tych pięknych pieśni. Żałowałam, że koncert skończył się tak szybko!

Po Adamie Strugu przyszła kolej na duet z Finlandii - akordeonistkę Marię Kalaniemi i pianistę Timo Alakotila. Ten występ również mnie oczarował - oboje są wirtuozami na swoich instrumentach, a Maria dysponuje przy tym przepięknym głosem. Najbardziej podobały mi się spokojne, ludowe melodie z Finlandii, ale również w bardziej popularnym i żywym repertuarze artyści świetnie sobie radzili, zachowując przy tym bardzo dobry kontakt z publicznością. Po tym koncercie mam bardzo sympatyczne uczucia wobec tych artystów i na pewno postaram się zdobyć jakieś ich nagrania.

Tak wyglądał koncert fińskiego duetu

No i przyszedł czas na ostatni występ wieczoru - Pianohooligan. Tu niestety spotkało mnie rozczarowanie, może związane również z tym, że przedtem obejrzałam dwa koncerty, które niezwykle mi się podobały, były żywe, angażowały widownię. Piotr Orzechowski, młody, ale już utytuowany pianista jazzowy, zaprezentował repertuar ze swojej nowej płyty, poświęconej oberkom. Nie jestem znawcą, ale poza kilkoma frazami nic związanego z oberkami tam nie dostrzegłam - rozumiem, że chodziło bardziej o rytm, dynamikę czy może też dekonstrukcję motywów oberkowych, ale był to zdecydowanie koncert muzyki klasycznej - jakiejś dziwnej fuzji romantyzmu spod znaku Chopina oraz muzyki współczesnej, nie bardzo przystający do festiwalu. Ponadto sam artysta raczej nie wzbudził pozytywnych emocji ;) Doceniam warsztat, ale repertuar nie do końca przypadł mi do gustu i po prostu mnie znudził, zwłaszcza, że był to już ostatni koncert wieczoru. Mimo wszystko wieczór z Etnokraków zaliczyłam zdecydowanie do udanych!

Niestety, nie mogę zdać relacji z pozostałych występów - choć słyszałam głównie bardzo pozytywne opinie.Z ważniejszych artystów wystąpili: Agata Siemaszko Trio, Arkady Shilkloper, Banda Corapi, Buda Folk Band, Ensemble Sinawi, Hulajhorod, Kapela Brodów, Kapela Ze Wsi Warszawa, Kroke, Lautari, Madame Baheux, Mario Bihari, Meridan Brothers, Nomadic Voices, Talaka no i największa gwiazda festiwalu, czyli Zakir Hussain

Niestety, nie znalazłam jeszcze na stronie żadnych nagrań z koncertów tegorocznego Etno, ale bardzo polecam wszystkich tych artystów. No i za rok trzeba koniecznie wybrać się do EtnoKrakowa!

środa, 8 lipca 2015

Festiwale muzyczne: #2 GLASTONBURY

Brak komentarzy:
Dzisiaj przenosimy się na jeden z największych na świecie festiwali, odbywający się w angielskim mieście Glastonbury, Jest to jeden z festiwali o najdłuższej tradycji - pierwsza edycja odbyła się w roku 1970! Raj dla hipisów :)

Glastonbury to nie tylko festiwal muzyczny - pełna nazwa brzmi GLASTONBURY FESTIVAL OF CONTEMPORARY PERFORMING ARTS. W ramach festiwalu odbywają się więc wystawy, przedstawienia teatralne i cyrkowe, pokazy tańca itp. Jeśli chodzi o muzykę - króluje tam przede wszystkim rock i gatunki alternatywne.


Pierwsza edycja festiwalu odbyła się zaraz po śmierci Jimiego Hendrixa, co stanowiło istotną cezurę w historii muzyki rockowej. Ciekawostką jest fakt, że wstęp na festiwal kosztował 1 funta, a cena zawierała jeszcze darmowe mleko z sąsiedniej farmy :)

Rok później na festiwalu pojawił się m.in. David Bowie, a w kolejnych odsłonach śpiewali tacy artyści jak Peter Gabriel, Hawkind, UB40, Curtis Mayfield i wiele innych gwiazd.


Tegoroczna edycja Glasto odbywała się w dniach 24-28 czerwca. 


Jak co roku festiwal zebrał największe gwiazdy światowej muzyki. Wśród nich znaleźli się: The Libertines, Mary J. Blige, Florence + the Machine !!, Paloma Faith, Pharrell Williams, Kanye West, Patti Smith, alt-J, The Who, Mark Ronson, Clean Bandit, Belle and Sebastian. Oczywiście, było również mnóstwo artystów muzyki alternatywnej, o których pewnie większość z was, podobnie jak ja, nawet nie słyszała ;)


Jak widać na zdjęciach, pomimo tego, iż na głównej scenie występowały największe gwiazdy przede wszystkim jednak muzyki pop, to festiwal zachował swój "hipisowski" charakter.
Co zapamiętamy z tegorocznego Glastonbury? Na pewno ogromne wyróżnienie dla Florence + the Machine, którzy w zastępstwie Foo Fighters, byli główną gwiazdą piątkowego koncertu. Do mniej pozytywnych momentów zaliczymy, niestety, występ Kanyego Westa, który został przez publiczność wygwizdany, a po koncercie spłynęło na niego wiele skarg dotyczących m.in. bluzgów w stronę publiczności. Wystarczy chyba obejrzeć poniższy filmik, w którym Kanye masakruje Bohemian Rhapsody zespołu Queen:



Poniżej wklejam kilka filmików z tegorocznego Glastonbury
Mark Roson - Uptown Funk

James Bay - Hold Back the River

Pharrell Williams - Freedom

Motorhead - Ace of Spades

Florence + the Machine - Ship to Wreck

Hozier - Someone New

Charli XCX - Famous

Marzę, żeby któregoś roku wybrać się na to święto muzyki :) A Wy mieliście może okazję? 

czwartek, 2 lipca 2015

Miguel - Wildheart #NewIn

Brak komentarzy:
Trzy dni temu ukazał się trzeci studyjny album Miguela, amerykańskiego wokalisty R&B - Wildheart. Stanowi on w pewien sposób kontynuację poprzedniego albumu, którego nie miałam jeszcze okazji przesłuchać. Wildheart jednak na pewno mnie do tego zachęci!

Trzeba przyznać, że najnowsze dzieło Miguela to kawał fajnego, nowoczesnego R&B - chociaż niektórzy nazywają ten gatunek PBR&B, czyli w przybliżeniu hipster R&B. Na płycie słychać dużo eksperymentów z muzyką elektroniczną czy rockiem. Już otwierający album utwór o paradoksalnym jak na początek płyty tytule a beautiful exit atakuje nas gitarową solówką, której raczej nie spodziewalibyśmy się po piosenkarzu R&B. Dla większości ludzi są to nieco zniewieściali czarnoskórzy piosenkarze o wysokich głosach, zawodzący falsetem o nieszczęśliwej miłości czy pięknej kobiecie, z którą spędzili poprzednią noc. Miguel na pewno będzie miłą odmianą. Czasem żałowałam, że elektroniczne eksperymenty w niektórych piosenkach zagłuszały jego ciekawy wokal.



Album jest bardzo zróżnicowany muzycznie - jak wspomniałam, znajdują się na nim flirty z innymi rodzajami muzyki, a nawet jeśli jest to R&B, do jakiego jesteśmy przyzwyczajeni, nieoczywiste aranżacje nadają tej muzyce nowe życie. Można się przyczepić, że teksty nie stoją na najwyższym poziomie (chociaż miłym zaskoczeniem jest utwór what's normal anyway, odnoszący się do alienacji, granic normalności wyznaczanych przez społeczeństwo), ale myślę, że warstwa muzyczna nadrabia. Na płycie znajdziemy kawałki do potańczenia (jak choćby jeden z moich ulubionych utworów o tytule waves), jak i piosenki bardziej refleksyjne, jednak nie przypominające typowych popowych ballad, Ciekawym utworem jest face the sun w duecie z Lennym Kravitzem, odwołujący się do muzyki Kravitza, czy zmysłowe, kołyszące piosenki takie jak the valley lub FLESH.

Lekkie zmieszanie może spowodować okładka albumu, którą zobaczycie poniżej: pół nagi Miguel podtrzymuje nagą kobietę w pozie klęczącej z twarzą przy ziemi, a oboje otoczeni są chmurami, kosmicznym pyłem i zarysami kobiecych nagich sylwetek, Cóż, to dość powszechne u czarnoskórych wykonawców upodmiotowienie kobiety - na szczęście w tekstach na płycie nie jest aż tak rażące, jak u innych wokalistów tworzących w podobnych klimatach. Mimo wszystko płyta na pewno jest warta uwagi, co potwierdza mnóstwo pozytywnych opinii u międzynarodowych krytyków.

7.5/10


Miguel - Wildheart
By Storm, RCA, 2015

środa, 1 lipca 2015

Muzyczne festiwale: #1 OPEN'ER FESTIVAL

Brak komentarzy:


Sezon letni jest idealnym czasem dla miłośników festiwali muzycznych - w końcu pogoda sprzyja koncertom na otwartym powietrzu. W Polsce za najpopularniejszy festiwal, skupiający gwiazdy światowej muzyki, uznawany jest Open'er, który odbywa się w Gdyni, Ich line-up co roku jest zachwycający, a ja co roku żałuję, że nie uda mi się na festiwal dotrzeć. W przyszłym roku na pewno!

A co w tym roku? Dla mnie najciekawszymi propozycjami są alt-J, Hozier i Mumford & Sons, ale cały program wydaje się bardzo udany.


Postanowiłam zrobić mały przegląd najciekawszych wykonawców, których jest od groma ;) Oczywiście, Open'er Festival to nie tylko koncerty, ale również mnóstwo wydarzeń pobocznych, na przykład spektakle teatralne czy wystawy. Trzeba przyznać, że organizatorzy imprezy mają co roku na nią dobry koncept, trudno więc się dziwić, że do Gdyni przybywają w trakcie festiwalu prawdziwe tłumy (rekordową frekwencją było 80 000 osób!).

Open'er rozpoczyna się dzisiaj i potrwa do 4-ego lipca. Dzisiejszymi gwiazdami (oprócz oczywiście wielu innych wykonawców, w tym dużej reprezentacji Polski) są: Kodaline, A$AP Rocky, Modest Mouse, Drake, Alt-J oraz Die Antwoord.

Kodadline swój repertuar opierają na fuzji indie-rocka i folku w stylu Mumford & Sons czy Bombay Bicycle Club. Zespół powstał w Dublinie i początkowo nazywał się 21 Demands.




Nowojorski hip hop dawno nie miał tak wyrazistej postaci, jak A$AP Rocky. Wyrazistej, utalentowanej i zaangażowanej w kilka dziedzin na raz. Bo A$AP Rocky to nie tylko raper, ale także producent (ukryty pod pseudonimem Lord Flacko), szef wytwórni A$AP Worldwide, reżyser i projektant mody.



Modest Mouse został założony w 1993 roku przez gitarzystę i wokalistę Isaaca Brocka, basistę Erica Judy’ego i perkusistę Jeremiaha Greena. Nie koncertowali jeszcze w Polsce, chociaż zaplanowano ich przyjazd na Open'era 2 lata temu - zespoł jednak odwołał wtedy całą europejską trasę.



Tego lata Drake jest headlinerem dwóch najważniejszych amerykańskich festiwali – kalifornijskiej Coachelli i GovBall w Nowym Jorku. Do Europy Drake przylatuje tylko na trzy koncerty. Dwa zagra w Londynie i jeden w Gdyni, podczas Open’er Festival. Kanadyjski raper jest słynny m.in. z kolaboracji z Rihanną czy Kanye Westem.



Grupa z Leeds, która miejsce w muzycznych encyklopediach zapewniła sobie debiutanckim "An Awesome Wave", miała wszelkie powody, by spocząć na laurach. Ale... zespołu nie zatrzymała ani ogromna popularność pierwszej płyty, ani mordercze dwa lata w trasie koncertowej, ani zmiany personalne. Elektronika, pop, sporo muzycznych eksperymentów to nadal najlepsze określenia charakteryzujące muzykę Alt-J, która bywa trudna w odbiorze, ale ponieważ jest autentyczna, pozwala grupie zapełniać największe obiekty koncertowe w Anglii, a za Atlantykiem budować coraz mocniejszą pozycję.



Niektórzy bardzo chcieli, żeby Die Antwoord byli jednoroczną internetową sensacją, chwilowym hypem dla młodzieży, zmieniającej gusta muzyczne tak samo często, jak plastikowe obudowy do smartfonów. Dziś, 6 lat po wydaniu debiutanckiego albumu, mają na koncie trzy płyty, ogromną bazę fanów i pozycję, która pozwala im znajdować się w pierwszych rzędach festiwalowych ogłoszeń. Die Antwoord oparli swoją strategię promocyjną na egzotycznym pochodzeniu i estetyce szoku, ale obie te rzeczy nie zadziałaby tak skutecznie, gdyby nie muzyka.



Jutro w Gdyni zagrają m,in: Tom Odell, Enter Shikari, The Libertines, Major Lazer oraz Faithless.

Jeszcze kilka lat temu Tom Odell podróżował samochodem babci między Brighton - gdzie studiował - a Londynem - gdzie starał sie zagrać w każdym małym klubie. Dziś jest gwiazdą, której debiutancki album "Long Way Down" stał się przebojem 2013 roku, debiutując na pierwszym miejscu UK Top 40.



Enter Shikari połączyli ze sobą gatunki praktycznie niemożliwe do połączenia – rave’ową elektronikę z metalem, post-hardcorem i kilkoma innymi mocnymi gatunkami. W drugiej połowie poprzedniej dekady stali się pionierami takiego podejścia do muzyki i autorami ogromnego sukcesu komercyjnego.



Pete Doherty i Carl Barât. W relacji tych dwóch muzyków zawiera się cała skomplikowana historia The Libertines, jednego z najważniejszych brytyjskich zespołów XXI wieku. Dokładnie rok po reaktywacji londyński kwartet jest główną gwiazdą czołowych festiwali na Wyspach, a ich powstający album to prawdopodobnie najbardziej oczekiwana płyta tego roku.



Major Lazer na Open'erze, będzie jedynym w swoim rodzaju połączeniem niskich basów, jamajskich dancehallowych rytmów, baile funku, trapowych wycieczek i EDM'owych podbić, które gwarantują imprezę roku.



Faithless to ikona brytyjskiej sceny elektronicznej. Powstali dokładnie 20 lat temu w Londynie z inicjatywy Maxi Jazza, Sister Bliss i Rollo. Wydali sześć albumów studyjnych oraz kompilację przebojów, która tylko w Wielkiej Brytanii pokryła się czterokrotną platyną!


Kogo usłyszymy w piątek? The Vaccines, Of Monsters and Men, Mumford & Sons, D'Angelo i The Prodigy.

Za dwa tygodnie The Vaccines zaczynają całkowicie wyprzedaną trasę po Wielkiej Brytanii, pierwszy duży tour od 1,5 roku, kiedy zakończyli promocję pokrytego złotem „Come of Age”. Sukces nadchodzących koncertów pokazuje ogromną popularność tego gitarowego kwartetu i wielkie oczekiwania względem ich planowanego albumu „English Graffiti”.


Of Monsters and Men - kFolk w wykonaniu Of Monsters and Man ma tę samą energię, którą publiczność pokochała np. u Mumford & Sons oraz nieco magiczny klimat, dzięki bajkowym tekstom wykonywanym w języku angielskim.olejny z serii muzycznych islandzkich fenomenów, które swoją naturalnością zadziwiają świat i osiągają sukces liczony w setkach tysięcy fanów na koncertach.



Mumford & Sons to brytyjski zespół rockowo-folkowy z porywającymi kawałkami oraz zachwycającym banjo! W tym momencie to jedna z moich ulubionych kapel.




Dwa miesiące temu D’Angelo wydał „Black Messiah” - trzeci album w swojej karierze. Zrobił to w kulminacyjnym momencie przedświątecznej gorączki, kiedy wszystkie listy najlepszych płyt roku były opublikowane, a dziennikarzy interesowały właściwie tylko analizy gwiazdkowych przebojów a nie nowe płyty. Tym samym dość dobitnie pokazał gdzie ma przemysł muzyczny i jego reguły. Wybudzeni ze świątecznego letargu dziennikarze, nie zdążyli już zmienić wyników swoich podsumowań, ale nie mogli nie napisać, że oto właśnie ukazała się najlepsza i najważniejsza płyta 2014 roku. 


The Prodigy - obecni na scenie od 25 lat, autorzy tak przełomowych płyt jak „Fat Of The Land” czy „Music For The Jilted Generation”. Ojcowie chrzestni sceny rave, wzór dla wielu elektronicznych i rockowych zespołów ostatnich dwóch dekad. 


A ostatniego dnia festiwalu posłuchać możemy takich artystów jak Hozier, Kasabian, Disclosure czy Flume.

Nie ma kraju, w którym Hozier nie dotarłby na podium list przebojów i list sprzedaży, od Billboardu przez UK Top 40 po Listę Przebojów Trójki. A wszystko dzięki utworowi, który jest nie tylko głosem protestu wobec praktyk Kościoła katolickiego, ale stał się także sprzeciwem wobec nowego, homofobicznego i opresyjnego prawa w Rosji zakazującego „propagowania nietradycyjnych relacji seksualnych”



Kasabian, czyli wokalista Tom Meighan, gitarzysta/wokalista Sergio Pizzorno i perkusista Ian Matthews zaczęli grać wspólnie w 1997 roku w Leicester. Nagrywanie debiutanckiego albumu zajęło im kilka lat, ale warto było czekać: imienny debiut z 2004 roku zapoczątkował trwającą do dziś dobrą passę zespołu, przynosząc zadziorne „Processed Beats", „Reason Is Treason" i „Club Foot".




isclosure śmiało rozpychają się pomiędzy najpopularniejszymi zespołami rockowymi i alternatywnymi, udanie zmierzając w stronę headlinerów wielu imprez. Przy tym nadal pozostają normalnymi dwudziestolatkami, którzy potrafią spędzić cały dzień na chodzeniu po Sydney, za przewodnika miejskiej wycieczki wybierając swojego dobrego kumpla Flume’a.



Wspomniany wyżej Flume to jedno z najgorętszych nazwisk współczesnej muzyki tanecznej. Młody producent, który szturmem zawojował scenę muzyczną w rodzimej Australii, by w krótkim czasie stać się światową gwiazdą gatunku.



Myślę, że przy tak bogatym line-upie każdy znajdzie coś dla siebie. Jesteście na Open'erze? Zazdroszczę! Jeżeli nie, zawsze można mieć namiastkę w postaci streamu: http://onet.tv/k/openerfestival <- tutaj można obejrzeć Openerowe koncerty.

W planach mam opisanie również trwającego obecnie Glastonbury, jak i innych znaczących, światowych festiwali. Jest tego trochę :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Ayo - Gravity At Last

Brak komentarzy:
Jeżeli macie ochotę posłuchać akustycznego gitarowego brzmienia połączonego z odrobiną soulu, reggae, bluesa i afrobeatu, przyprawionego niebanalnym, ale przyjemnym wokalem, z czystym sumieniem polecam niemiecką wokalistkę o nigeryjsko-romskich korzeniach, czyli Ayọ. Ona oraz, chyba nieco bardziej znana Nneka, sa moimi ulubionymi artystkami tworzącymi w podobnym nurcie. Ayọ możecie kojarzyć ze znanego dobrych parę lat temu hitu 'Down on my Knees', pochodzącego z jej debiutanckiego albumu, ja natomiast skupię się na moim ulubionym krążku, wydanym w 2008 roku, Gravity at Last.



W muzyce Ayọ przede wszystkim słychać inspiracje muzyką afrykańską, nieco mniej romską, chociaż można śmiało ją zaliczyć do szeroko rozumianego nurtu folku. To, co wyróżnia płytę Gravity at Last to silny wpływ muzyki bluesowej, co sprawia, że utwory są bardziej dynamiczne, tętnią życiem w rytmie gitary elektrycznej, nie są tylko opowieściami śpiewanymi przy rzewnej, spokojnej gitarze akustycznej. Opowieściami, bo niemal każda piosenka Ayọ to fragment historii o relacjach międzyludzkich, o miłości - w jej przypadku chyba dość trudnej i toksycznej, oraz przełomach w życiu. Część piosenek utrzymana jest również w klimacie reggae, co w połączeniu z przełamującymi pewien rytm spokojnymi balladami (zdecydowanie polecam poruszający utwór 'Better Days'!), tworzy bardzo zróżnicowaną, przemyślaną kompozycję, którą można odsłuchiwać dziesiątki razy, a wciąż będzie wywoływała emocje.



Album Gravity at Last jest idealny na spokojne, letnie wieczory, kiedy mamy ochotę po prostu się odprężyć. Co ciekawe, prawdziwe imię wokalistki brzmi Joy, a Ayọ w języku joruba oznacza 'radość' - i tak z piosenek Ayọ, pomimo nuty melancholii, a nawet złości (Ayọ w utworze 'Mother' po raz kolejny rozlicza się z matką, z którą żyje w trudnych relacjach), wybrzmiewa spokojna radość z życia.

8/10

 Ayo - Gravity at Last
Polydor, 2008

wtorek, 23 czerwca 2015

TOP 10 SONGS

Brak komentarzy:
Oprócz recenzji płytowych chciałabym co jakiś czas prezentować moje ulubione 10 utworów w danym momencie. Dzisiaj pierwsza taka lista - zapraszam! :)

10. Zacznę od utworu, który znajduje się na poprzednio przeze mnie recenzowanej płycie - czyli Rondo (Grazioso) z Sonaty A-Dur op. 2 Beethovena w wykonaniu Rafała Blechacza. Więcej o płycie znajdziecie tutaj

9. Nieśmiertelny hit Kings of Leon, czyli Sex on Fire


8. Kolejny rockowy klasyk, czyli Paranoid Android Radiohead


7. Czas na najlepszą moim zdaniem piosenkę z najnowszej płyty Florence + The Machine - What Kind of Man


6. Alt-J to jedno z największych moich odkryć ubiegłego roku. Jestem zakochana w całej ich dyskografii, ale jeśli mam wybrać jedną piosenkę, będzie to Hunger of the Pine


5. Arctic Monkeys to zespół, który pojawi się najczęściej w tym notowaniu. Ich płyta AM to perełka, a piosenka Why'd You Only Call Me When You're High z genialnym teledyskiem jest jedną z najlepszych!


4. Ponownie Arctic Monkeys - tym razem z utworem Arabella.


3. Jedna z moich ulubionych piosenek, która podbiła listy przebojów, czyli Habits (Stay High) Tove Lo.


2. Jeżeli piosenka, która staje się hitem dwa lata temu, jest puszczana w radiu na okrągło, wciąż ci się podoba - musi być naprawdę dobra. Tak jest w moim przypadku z Do I Wanna Know Arctic Monkeys


1. No i czas na numer jeden.. Będzie to piosenka mojej ulubionej wokalistki, czyli Lany del Rey, z jej najnowszego, moim zdaniem niedocenionego albumu. Piosenka ta to I Fucked My Way Up to The Top




sobota, 20 czerwca 2015

Rafał Blechacz - Sonaty: Haydn, Beethoven, Mozart

Brak komentarzy:
W poprzednim poście podkreślałam, że nie czuję się specjalistką od muzyki klasycznej, ale jednak taki album wybrałam na pierwszy ogień do opisania na blogu. Paradoks, nie? :)

Rafała Blechacza poznałam oczywiście dzięki Chopinowi. Jako zwycięzca XV Konkursu Chopinowskiego, po podpisaniu umowy z Deutsche Gramoffon, wydał w 2007 roku płytę z nokturnami i preludiami Chopina (więcej o tej płycie pojawi się pewnie kiedyś na blogu).

Tym razem Blechacz sięgnął po klasyków wiedeńskich. Wybrał Sonatę Es-Dur Haydna, Sonatę D-Dur Mozarta oraz Sonatę A-Dur op. 2 Beethovena. Wybór więc dość zachowawczy, wszystkie te utwory są cenionymi i ważnymi w dorobku powyższych kompozytorów, cechuje je również dość podobna forma oraz ekspresja, choć pochodzą z różnych okresów życia muzyków (sonata Haydna jest bardzo późna, natomiast w przypadku Beethovena mamy do czynienia z młodzieńczym utworem - tutaj jednak krzyżują się ich drogi i widać wpływ Josepha na twórczość Ludwiga). W wykonaniu Blechacza zaskakuje przede wszystkim dojrzałość pianistyki, staranie o wierność kompozytorowi, subtelność i precyzja.

Oczywiście, wielu krytyków zarzuca Blechaczowi tę zachowawczość, porównując jego wykonanie Sonaty Haydna z grą Dina Cianiego czy Marii Judiny, którzy to zadbali przede wszystkim o emocjonalność wykonania, wykorzystując długie frazy. Na mnie jednak płyta wywarła wrażenie czegoś więcej niż tylko poprawnej, starannej gry, W pamięć zapadło mi przede wszystkim Rondo Grazioso z sonaty Beethovena - pełne pasji i kontrastów tak silnie zaznaczonych w pianistyce Blechacza, Podziw budzi dojrzałość i świadomość techniczna młodego pianisty. Mimo że bliższa jest mi muzyka Chopina, tę płytę w pełni przekonania polecam!

9/10


Rafał Blechacz - Sonaty: Haydn, Beethoven, Mozart
Deutsche Gramoffon, 2008

piątek, 19 czerwca 2015

Wstępniak

Brak komentarzy:
Witajcie!

Długo nosiłam się z zamiarem założenia bloga o tematyce muzycznej, na którym zajmę się przede wszystkim recenzowaniem płyt, ale nie tylko. Chciałabym się podzielić wszystkimi moimi zainteresowaniami muzycznymi. Nie lubię określenia "każdy znajdzie tu coś dla siebie", ale mój gust muzyczny jest dość eklektyczny, dlatego znajdziecie tu recenzje naprawdę różnorodnych płyt. Moimi ulubionymi gatunkami (znowu określenie, które sztucznie wiele rzeczy klasyfikuje) są jazz i muzyka klasyczna. Jednak bardzo chętnie słucham rocka, hip-hopu, R&B, indie, nawet trochę popu - jednak na pewno nie będę zamieszczać opinii o nowych utworach Nicki Minaj czy Davida Guetty.

Zamierzam zająć się nie tyle nowościami muzycznymi, choć i te na pewno się pojawią, lecz przede wszystkim przypomnieć albumy sprzed kilku, kilkunastu a nawet i kilkudziesięciu lat. Mimo że bardzo chętnie słucham muzyki klasycznej, a stacja radiowa Dwójki gości w moich głośnikach codziennie, nie czuję się na tyle kompetentna, żeby recenzować najnowsze nagrania klasyki. Szczerze mówiąc, w temacie muzyki jestem kompletną amatorką, jednak miłość do niej i do dzielenia się opiniami przemogła te uprzedzenia. Będę starać się robić dokładny research danego krążka czy artysty.

Bardzo liczę na opinie i dyskusję, zwłaszcza osób, które być może są w temacie muzyki nieco lepiej rozeznane. Pierwszy post już niebawem!